Po raz pierwszy przeczytałem książkę Stephena Kinga i chcę powiedzieć że to było wielkie przeżycie. Gdy czyta się książki doznaje się wielu unikalnych uczuć, wpada się w przeróżne nastroje. Christine dała mi chwile autentycznego zdumienia i strachu, King buduje napięcie aby w pewnym momencie doprowadzić do erupcji i klimat książki udziela się człowiekowi bardzo dramatycznie, a zakończenie wpuszcza w sferę myśli pierwiastek nadprzyrodzony, wiarę w możliwość że jakaś Christine żyje gdzieś i może w każdej chwili zaatakować, nie wspominając o jej gnijących pasażerach, którzy mogą wypełznąć spod łóżka. Nie lubię filmowych horrorów, ale książka to co innego, niepokój który z niej wypływa jest pokrewny ekscytacji i fascynacji, myślę że przeczytam w przyszłości jeszcze parę horrorów żeby przekonać się czy to jest moja bajka. A tymczasem czytam eseje Chłopeckiego o muzyce, zmarłego niedawno dziennikarza radiowej Dwójki, dostałem tę książkę na Gwiazdkę. Pisze momentami bardzo trudno, ale to nie przeszkadza czerpać przyjemności z piękna oraz ekwilibrystyki jego myśli.