Palarnia w szpitalu psychiatrycznym. Źółte, okopcone ściany. Dawniej była tu kuchnia, Mąca siedzi na dawnym palenisku kuchennym, jego twarz niezmiennie cała we krwi i sadzy z popielniczek. Obok na krzesełku Skała, dywagują o tym co zrobią gdy już Skała będzie prezydentem świata. Skała ma rozłożone ręce, leci ogromnym jumbojetem z prywatnym apartamentem na pokładzie, asystuje mu brygada myśliwców, kapitanem dowodzącym myśliwcami jest właśnie Mąca.
– Halo Kapitanie, czy masz już strój na dzisiejszą liturgię? Pyta Skała – Tak Wielka Skało, w maju obowiązuje fiolet, najbardziej przebiegły wśród kolorów.
– Nie zapominaj o modlitwie, jak wylądujemy, pokażę Ci nowe witraże.
Wchodzi Viv
– do kogo się modlicie chłopaki?
– witaj królowo – mówi Mąca – co myślisz o kolorze fioletowym?
– tak, wiem kolory są bardzo ważnym kluczem do badania wszechświata, ale powiedzcie mi dlaczego zawsze wszystko ja muszę robić? a jeśli brakuje mi siły żeby zbawiać ten świat?
– królewno – mówi Skała – każde z nas, jak tu siedzimy ma swoje przeznaczenie, naszym przeznaczeniem jest pomaganie Zbawicielowi, Tobie, to już wiesz.
– więc kim ja jestem? pyta Viv
– Królową Która Zbawi Świat – powiedzieli razem Skała i Mąca
– Gdy już obejmiemy władanie nad światem – mówi Skała – Ty już kompletnie nic nie będziesz miała do roboty, tylko pozowanie do zdjęć, dbanie o najbardziej pokrzywdzonych i inspirowanie dobrem, prawdą, miłością i pięknem.
Ding Dong, Ding Dong.
– Druga – mówi Maca – czas na obiad.
To bije zegar na żółtej okopconej ścianie. Stary zegar, zadrapany i wielokrotnie oszpecony z pomocą gorejących końcówek papierosów. Vivian patrzy na zegar. Coś jest nie tak, w miejscu dwunastki jest dwójka i wskazówki podniesione są maksymalnie ku górze, tak jak wcześniej było w przypadku dwunastej. Zwariowany zegar, myśli Vivian, zwariowany szpital, myśli Vivian, myśli to z wdzięcznością. Rzut oka na przykurzoną tarczę z kalejdoskopowym roślinnym wzorem, napis, „MWaTCH, zegary nowych czasów”
– Co o mnie wiecie? Co się stanie gdy zbawię świat?
W tej chwili do sali wpada dwumetrowy kolos z rozwianym blond włosem.
– I wtedy z nieba spadnie srebrny deszcz, i lew spocznie przy baranku a Arab poda rękę Amerykanowi, Żydowi i nacjonaliście i uniesie się śpiew o dobru i pięknie. – Nowy kolega wyciąga papierosa…
– no proszę sami niepalący – mówi – zaprawdę powiadam że zostałem złapany w potrzask przez zbrodniarzy korporacyjnych, zimnych nie palących, cynicznych drani, oni wszczepili mi palenie w mroczną duszę, tak dziewczyno, nigdy nie próbuj szlugów, prowadzą do upokorzeń i śmierci moralnej.
Na te słowa z hukiem wpada Hanka co jest drwalem alpinistycznym.
– Jezu dajcie papierosa za chwilę zwariuję jak nie zapalę.
– My nie palimy – mówi Mąca – ale ten tutaj – wskazuje na dwumetrowca – jest również w szponach nałogu.
– Ja się nie dzielę, no chyba że opowiesz jakiś sprośny wierszyk – w oku blond kolosa oprócz szaleństwa igra wesołość i wyzwanie.
– jaki znowu wierszyk? Co to za zboczone wykorzystywanie? – widać że w głowie Hanki trwa walka – A długi ten wierszyk?
– pięć do ośmiu wersów – odpowiada blondyn.
– Jezu skąd Ci go wezmę? pyta rozpaczliwie Hanka.
– Ja opowiem – mówi Vivian – i dasz wtedy Hanuśce papierosa
– Wiersz nazywa się „Jesienny erotyk”
Vivian staje na środku palarni, światło słoneczne prześwituje przez liście i kraty w oknie, początek pięknego lata.
Vivian robi gest ręką który przypomina pozę anioła i mówi:
nagi on
naga ona
Vivian składa ręce niby w modlitwie
rozciągnięty w krzyż
przywarł do niej by wyszeptać
Vivian szepce
cuuudnie mokra
Blondyn przełyka ślinę
i tak leżał
na ulicy
liść
Mąca ze Skałą zerknęli na siebie, jakby każdy z nich mówił „a nie mówiłem” Dwumetrowy olbrzym klasnął w dłonie i oddał wszystkie papierosy które mu zostały Hance, w liczbie trzech.
– Jestem Jacek, miałem kiedyś znajomą dziewczynę, poznałem ją zimą, było wszędzie biało, na zaśnieżonym chodniku zaśnieżonego przystanku autobusowego, stała ona, miała białe zimowe buty i białe spodnie snowboardowe, białą kurtkę narciarską, białą czapkę i biały parasol. Pomyślałem wtedy że kolorem piękna musi być biały i że jest to najszczęśliwsza chwila w moim życiu.
Na przystanek zajechał autobus, wsiadłem za nią, usiadłem na przeciwko niej, miałem w kieszeni dyktafon, pożyczyłem od siostry dziennikarki, przestała go używać a miał w sobie funkcję radia, więc słuchałem go bardzo wiernie.
– Czy chciałabyś wystąpić w moim podkaście? – zapytałem dziewczynę w bieli – Chciałbym żebyś odpowiedziała na jedno tylko moje pytanie, to mówiąc wyciągnąłem i włączyłem dyktafon, jaki jest Twój ulubiony kolor?
– Biały – odpowiedziała dziewczyna w bieli.
– Bilety do kontroli – powiedział kanar, a ja zupełnie zapomniałem skasować bilet, w dodatku nie miałem dowodu osobistego, zaczęło się żmudne spisywanie i dziewczyna odeszła, miała miesięczny
– I nigdy już się nie spotkaliście – zapytała Hanka
Nie w tym wymiarze, odnalazłem ją za to w wielu innych i dokończyłem rozmowę.
– Nie słyszycie jak wołają na obiad? – to głos pielęgniarki co włożyła głowę przez otwarte okno.
– Biały to najczystszy ze wszystkich kolor, dlatego go wybrała na swój ulubiony – powiedział dwumetrowy Jacek
– A wiesz, ja też lubię biały, powiedziała Hanka trzepocząc nieznacznie w kierunku Jacka rzęsami
Vivian była szczęśliwa, tak miło zaplata się jej życie, wszystko jest takie ciekawe i fascynujące, a przecież to dopiero początek. W jej głowie głos Białej
Święty, Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów, Pełne są niebiosa, I ziemia Chwały twojej. Hosanna, na wysokości, błogosławiony, który idziesz w imię Pańskie, hosanna na wysokoooości.