Na początku widziałem film, wieki temu, jeszcze w mojej rodzinnej miejscowości Trąbkach, w kinie, w domu kultury. To kino było prawdziwym przeżyciem za każdym razem gdy sie tam chodziło, wszystkie twarze znajome, ze wszystkimi trzeba było się przywitać, w trakcie seansu bardzo żywiołowo reagowaliśmy, wszyscy dogadywali, śmiechu było wiele. Głupia rzecz, z seansu pamiętam najbardziej scenę w której główny bohater mówi słowo „mineta” oczywiście wtedy nie wiedziałem co to oznacza, ale pamiętam że to niecne słówko usłyszałem wtedy po raz pierwszy. Ostatnio czytałem całą serię biografii malarzy, Renoira, Maneta, Courbeta, Tycjana i innych no i ostatnia, biografia El Greca zmęczyła mnie i zniechęciła lekko, więc postanowiłem spróbować Kinga. Cała sytuacja przypomina bardzo moją historię, bo jako młody człowiek też kupiłem sobie wystrzałowego grata, Opla Mantę rocznik 1981, też zakochałem się od pierwszego wejrzenia i też o niczym innym wówczas nie mówiłem jak wymiana hamulców, problemy z gaźnikiem, opony i wszystko to przez co przechodzi chory umysł 🙂 Ja też miałem specjalną nazwę dla tego samochodu, Srebrny Szerszeń, to była choroba jak u Kinga, w dodatku samochód również poróżnił mnie z moim najlepszym przyjacielem i wszystko skończyło się katastrofą. Nie zachowały się żadne zdjęcia, był podobny bardzo do tego poniżej, tylko że srebrny i miał szaleńczo szpanerskie tuningi, z przodu, na masce niby wlot powietrza niby chłodzący silnik, samochód siał popłoch i zgorszenie, dzisiaj jestem zupełnie inny, nie marzę o samochodach, samochód jest mi do niczego nie potrzebny pomijając fakt że jest za drogi w utrzymaniu to ja po prostu uwielbiam autobusy z ich dramaturgią i pięknem.