Przypadek Vivian Mayer – pulp fiction – odc. 13

– Pani Marlenko, niech pani się nie boi, to zwyczajna łazienka z zielonymi drzwiami. – powiedziała pielęgniarka i otworzyła łazienkę. Niepokój Vivian sięgnął szczytu, to imię, Marlena, wydawało jej się znajome a łazienka była cała czarna w środku. Pielęgniarka lekko popchnęła Vivian i wtedy zobaczyła ona w lustrze swoje odbicie. Ta twarz. Marlena. Marlena Gettler. Wielka czerwona plama na twarzy. Polska. Katolicyzm. Cała fala wspomnień i smutku uderzyła w Vivian, jej twarz, ta upiorna plama, Reksio, przezwisko. Vivian zaczyna płakać. Vivian długo płacze i zakrywa twarz rękami, jej spokój i siła zniknęły bezpowrotnie, jej wielkość, jej upór i wesołość. Czy kiedyś powrócą? Vivian je kolację, Vivian wpatruje się tempo w ścianę. Kim właściwie jest? Ma jakby dwie osobowości, islamską odległą, spokojną, wesołą i katolicką, smutną, tutejszą, stale obecną.
– Musisz się dużo modlić mój kwiecie, to zawsze pomaga – anielski głos Białej nie przynosi ulgi – to tylko powłoka cielesna, wznieś się ponad nią ku gwiazdom, masz ciągle przyjaciół, którzy nie dadzą Ci zginąć.
– Ćwicz skoki do innych wymiarów! – Mówi jej Skała. Vivian nie ma do tego wszystkiego siły, czuje się zmęczona, bardzo zmęczona. Czuje że nic już nigdy jej się nie uda i w tej właśnie chwili wybucha jej w głowie muzyka i przed oczami staje jej dobrze znany hologram z gołębiem.
Tylko że tym razem gołąb patrzy centralnie na Vivian. Na jego szyi jest mała złota obróżka z diamencikiem z którego promień wnika bezpośrednio w myśli Vivian. Nastrój Vivian polepsza się „Jesteś jedną jedyną, wybraną spośród miliardów. Zostałaś wybrana BY ZBAWIĆ ŚWIAT. Wszystko inne jest nieważne i tymczasowe, liczy się jedynie Twoja misja” Muzyka wybucha coraz to nowymi kolorami i z sufitu spada srebrne konfetti. „Zapamiętaj tę chwilę”.
Vivian długo jeszcze słyszy niebiańską muzykę, a gdy zasypia, muzyka kołysze ją do snu. W nocy śni jej się jej stara islamska rzeczywistość, sen jest bardzo realny, Vivian siedzi w swoim plastrze z fajką wodną w dłoni. Rozlega się pukanie do drzwi. Vivian dziwi się, nikt jej nie nachodzi o tej porze, Vivian otwiera drzwi. To Marian Mąciewicz. Przecież to oczywiste że są sąsiadami. Vivian cieszy się, zaprasza go do środka częstuje sziszą, uśmiechają się do siebie i odlatują.
– Vivian czy Ty już wiesz o tym że jesteś Zbawicielem? – pyta unoszący się w chmurach Mąca
– Nie mogę się przyzwyczaić do tej myśli, jak myślisz Marian, czy zbawianie świata to dużo roboty?
– Nie myśl o tym w ten sposób, czerp przyjemność, zbawianie świata to z pewnością doskonała zabawa! Przez cały czas będę przy Tobie ja i wszyscy Twoi przyjaciele. Vivian opanowuje głęboki spokój, myśli, jak jest po francusku „zbawiciel”? Wie. A po arabsku? Też wie, zna każde słowo w każdym języku świata.
– Pobudka! Za chwilę obchód! Ścielimy łóżka! – Vivian pamięta doskonale swój sen. Czuje się wypoczęta i spokojna, sen przyniósł jej otuchę i jest nią po brzegi wypełniona. Szpital psychiatryczny wydaje jej się przyjaznym miejscem, pełnym fajnych i zakręconych ludzi, z których każdy ma swój kosmos, a połączenia tych skrajnie różnych kosmosów są harmonijne. Vivian znowu przeżywa szereg nowatorskich w jej życiu uczuć, czuje między innymi że czeka ją wielka zabawa, większa niż wszystkie zabawy w które się dotychczas w swoim życiu bawiła…

Dodaj komentarz